Toksyczne stężenie azotynu sodu w galarecie z targowiska w Nowej Dębie
O wynikach poinformował PAP w środę dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach (woj. lubelskie) Stanisław Winiarczyk.
„W badanych próbkach galarety podejrzanej o wywołanie zatrucia pokarmowego wykazano obecność azotynu sodu na bardzo wysokim poziomie, toksycznym dla człowieka. Stężenia azotynu sodu w tych próbkach wahało się od 16 do 19 tys. miligramów na kilogram produktu” – poinformował dyrektor PIW.
Badanie dostarczonej badaczom przez prokuraturę nieznanej substancji w postaci białego proszku wykazało, że jest to czysty chemicznie azotyn sodu.
„Prawdopodobnie przez przypadek lub omyłkowo mógł być dodany do tej galarety, stąd też tak wysokie stężenia tej substancji w galarecie” – ocenił Winiarczyk.
Przekazał też, że w pozostałych badanych produktach mięsnych wykazano śladowe ilości azotynu sodu, niezagrażające zdrowiu i życiu człowieka, tj. ok. 10-20 miligramów na kilogram produktu.
W rozmowie z PAP wyjaśnił, że zgodnie z przepisami azotyn sodu jest stosowany do peklowania mięsa. Dopuszczalna jego zawartość w procesie peklowania surowego mięsa waha się od 100 do 150 mg/kg produktu. Po procesie technologicznym w gotowym produkcie poziom azotynu obniża się do 20-50 mg/kg. Takie wartości są bezpieczne dla zdrowia człowieka.
Dyrektor przekazał, że nadal trwają badania tych wyrobów mięsnych pod wieloma innymi aspektami. Poddawane są badaniom toksykologicznym, m.in. na obecność laseczki jadu kiełbasianego i związków chemicznych stosowanych w truciznach na gryzonie.
Prowadząca śledztwo w sprawie zatrucia galaretą mięsną Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu nie otrzymała jeszcze wyników badań – powiedział PAP w środę jej rzecznik prok. Andrzej Dubiel. Dodał, że prokuratura czeka także na wyniki badań, w tym toksykologicznych, 54-letniego obywatela Ukrainy, który zmarł po zjedzeniu galarety mięsnej kupionej na targowisku w Nowej Dębie (woj. podkarpackie). Dadzą one odpowiedź na temat bezpośredniej przyczyny zgonu.
Przeprowadzona w lutym sekcja jego zwłok nie wskazała bezpośredniej przyczyny zgonu. Biegli wskazali na konieczność przeprowadzenia dodatkowych badań. Prok. Dubiel zapewnił, że cały czas w śledztwie prowadzone są czynności. Przesłuchiwani są m.in. świadkowie, w tym inne osoby, które feralnego dnia kupiły w Nowej Dębie od obwoźnego sprzedawcy wyroby wędliniarskie.
Informacja o zatruciu pokarmowym trzech osób pojawiła się w lokalnych mediach 17 lutego wieczorem. W sprawie policja zatrzymała małżeństwo spod Mielca: 55-letnią Reginę S. i 56-letniego Wiesława S. po tym, jak dostała informację, że w szpitalu zmarł 54-letni obywatel Ukrainy Jurij N. Mężczyzna zjadł galaretę wieprzową kupioną na targowisku w Nowej Dębie. Domowymi wyrobami sprzedawanymi z samochodu zatruły się także dwie inne osoby: 67- i 72-latka, które trafiły do szpitala. Po tych doniesieniach z policją skontaktowały się jeszcze dwie osoby, które również kupiły domowe wyroby na targowisku w Nowej Dębie.
W domu zatrzymanego małżeństwa policjanci zabezpieczyli około 20 kg wyrobów mięsnych, które zostały przebadane przez Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach.
Z dotychczasowych ustaleń wynika, że Regina S. i Wiesław S. hodowali trzodę chlewną dla podreperowania budżetu domowego i wyrabiali z niej wędliny i produkty garmażeryjne, które następnie sprzedawali na targowisku w Nowej Dębie.
Małżonkowie usłyszeli zarzut, że "działając wspólnie i w porozumieniu, narazili na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu trzy ustalone osoby poprzez sprzedaż im galarety mięsnej uprzednio wyrobionej we własnym gospodarstwie domowym, z mięsa zwierząt niewiadomego pochodzenia, które nie było ewidencjonowane, bez spełnienia wymagań do prowadzenia produkcji wyrobów mięsnych".
Przyznali się do zarzucanego im czynu i odmówili składania wyjaśnień. Nie zgodzili się także na odpowiadanie na pytania prokuratora.
Zastosowano wobec nich wolnościowe środki zapobiegawcze – dozór policji i zakaz wyrobów mięsnych i ich sprzedaży.PAP)
Autorki: Gabriela Bogaczyk, Agnieszka Pipała